W zimną, grudniową noc

Intruz

Była ciemna i zimna noc z 1 na 2 grudnia 2006 roku. W niewielkim, założonym jeszcze w średniowieczu miasteczku Ulvila, położonym 240 km na północ od Helsinek (Finlandia), panowała cisza. Nagle spokój mieszkańców zakłóciło wydarzenie, które swoim przebiegiem przypominało najgorszy koszmar.

Dochodziła 3 nad ranem. Nieznany mężczyzna wybił okno tarasowe w domu należącym do małżeństwa Jukki Lahti i Annelie Auer i rzucił się na śpiącą w łóżku parę. Jego głównym celem był 51-letni gospodarz. Jukka chwycił to, co miał pod ręką, czyli dwie kłody drewna, którego stos leżał przy kominku i rozpoczął nierówną walkę z uzbrojonym w nóż napastnikiem.

Kobieta, widząc zamieszanie, próbowała odciągnąć agresora od męża. Ten nagle zamachnął się szeroko i wymierzył jej cios w bok klatki piersiowej. Przerażona 41-latka poczuła ból. Widząc, że nie ma szans z większym, silniejszym intruzem, rzuciła się, aby ratować dzieci.

Na ratunek rodzinie

Krzykiem zbudziła czworo maluchów, które miały wtedy 2,4,7 i 9 lat i kazała im uciekać. Zdezorientowane i wystraszone rodzeństwo nie bardzo wiedziało jednak, co robić, więc nie ruszyło się z łóżek. Jedynie najstarsza córka Annelie i Jukki zachowała przytomność umysłu. Odpowiedziała na wołania matki, a następnie opuściła swoją sypialnię.

Tymczasem kobieta pobiegła do zamontowanego w kuchni telefonu, aby wezwać pomoc. “Ktoś włamał się do mojego domu, morderca, przyjeżdżajcie szybko!”- krzyknęła w panice, kiedy tylko dyspozytor podniósł słuchawkę. Rozmówca zawiesił na chwilę rozmowę, aby poinformować o zdarzeniu policję. W tym czasie Annelie przekazała telefon 9-letniej córce, a sama wróciła do sypialni, skąd dochodziły rozpaczliwe nawoływania jej męża.

81 ran

Jukka był ciężko ranny i ledwo trzymał się na nogach. Napastnik widząc Annelie, rzucił się, aby ją zaatakować. Kobieta zdołała się jednak wyswobodzić, po czym znów wróciła do telefonu. Cała akcja trwała mniej niż minutę. Na nagraniu rozmowy słychać jeszcze krzyk dziewięciolatki, która- zmieniwszy mamę- pobiegła do sypialni, gdzie zobaczyła ojca skąpanego we krwi. Na szczęście ona sama wyszła z tego traumatycznego wydarzenia bez szwanku, ponieważ morderca chwilę wcześniej uciekł przez okno.

Funkcjonariusze policji przybyli na miejsce w zaledwie 9 minut i zastali prawdziwą krwawą łaźnię. 51- letni Jukka Lahti, pracownik działu personalnego lokalnej firmy, leżał na podłodze w sypialni cały pokryty czerwoną cieczą. Medykom nie pozostało nic innego, jak ogłosić zgon. W trakcie późniejszej sekcji zwłok ujawniono, że ofiara otrzymała aż 81 ciosów nożem. Przyczyną śmierci nie był jednak ani upływ krwi, ani perforacja jakiegoś ważnego narządu, a tępy uraz głowy zadany ciężkim przedmiotem, którego nigdy nie udało się odnaleźć.

Kto pragnął śmierci Jukki?

Wysoki mężczyzna o okrągłej twarzy

Wkrótce mieszkanie poszkodowanej rodziny zaroiło się od techników kryminalistycznych. Udało się zabezpieczyć kilka śladów DNA, które nie należało do żadnego z domowników, ale informacje te na niewiele się zdały. Ostatecznie nie udało się bowiem dopasować próbki do żadnego podejrzanego, mimo iż sprawdzono aż 700 osób z najbliższego otoczenia ofiary.

Annelie i jej 9-letnia córa dostarczyły śledczym zgrubnego rysopisu sprawcy. Miał 180 cm wzrostu, okrągłą twarz, wysportowaną sylwetkę i nie mógł być starszy niż 45 lat. Poruszał się płynnie, nie ulegało wątpliwości, że był bardzo sprawny fizycznie. Obie kobiety nie zapamiętały jednak żadnych bliższych szczegółów wyróżniających mężczyznę z tłumu, ponieważ miał na głowie kaptur.

Znienawidzony kolega z pracy

Funkcjonariusze podejrzewali, że za brutalne morderstwo może być odpowiedzialny kolega z pracy ofiary. Jukka był zatrudniony w dziale personalnym dużej firmy, w której w ostatnim czasie miały miejsce liczne zwolnienia. 51-latek osobiście wręczał wypowiedzenia, czym ściągnął na siebie niechęć byłych kolegów.

Jukka odebrał nawet kilka anonimowych telefonów z pogróżkami. Na miesiąc przed śmiercią aż trzykrotnie zgłaszał się na policję, aby poinformować, że obawia się o bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny. Funkcjonariusze potraktowali słowa Jukki poważnie i rozpoczęli śledztwo. Udało im się ustalić, że autor anonimowych połączeń poruszał się czerwonym autem marki Volvo. Na tym jednak trop się urwał.

Zdradzony przez własną żonę

Nagranie wskazało winnego?

Przez najbliższy rok śledczy usiłowali odnaleźć wysokiego mężczyznę o okrągłej twarzy, który 1 grudnia 2006 r. zrujnował życie niewinnej rodziny. W 2008 roku sprawę przejął nowy detektyw, który skupił się na postaci zrozpaczonej wdowy. Zlecił przeprowadzenie dokładnej ekspertyzy nagrania rozmowy telefonicznej Auer z dyspozytorem numeru alarmowego.

Eksperci orzekli, że nie słychać na nim dowodów świadczących o tym, że w mieszkaniu pojawił się ktoś z zewnątrz. Zarejestrowano wyłącznie głosy domowników, czyli samej Annelie, jej męża i dziewięcioletniej córki. Ponadto z tła nie dochodziły najmniejsze odgłosy walki potwierdzające, że Jukka faktycznie bronił się przed jakimkolwiek intruzem. Wręcz przeciwnie, w trakcie rozmowy pojawiają się długie pauzy, w trakcie których panuje nienaturalna jak na okoliczności cisza.

Co zrobiła Annelie?

Nowe ustalenia skłoniły śledczych do podjęcia niestandardowych działań. Jeden z funkcjonariuszy zgodził się odegrać rolę zakochanego amanta i tym sposobem zdobyć zaufanie 41-latki. Mężczyzna umawiał się z Auer przez 8 miesięcy. Wielokrotnie bywał w jej domu, rozmawiał z nią oraz jej dziećmi. Mimo iż dokładał wszelkich starań, aby namówić ją na zwierzenia, to nie zdobył żadnego dowodu potwierdzającego lub wykluczającego udział kobiety w zabójstwie męża.

To jednak wystarczyło prokuratorowi. Na podstawie zebranych poszlak stworzył następującą wersję zdarzeń: 1 grudnia 2006 r. Lahti wrócił do domu około 23:00. Był zmęczony. Annelie miała z kolei nastrój do konfrontacji, więc rozpoczęła kłótnię z mężem. Awantura eskalowała, obie strony zaczęły rzucać w siebie przedmiotami. Nagle Jukka chwycił nóż i uderzył nim swoją ślubną w bok. Auer zrewanżowała się tym samym, tyle że zadała mężowi dużo więcej ran.  

Kiedy kobieta zorientowała się, co zrobiła, zaczęła fabrykować dowody, które miały wskazywać na to, że do domu wdarł się ktoś z zewnątrz. Rozbiła okno w sypialni, a nawet włożyła na nogi buty męża, by zostawić na podłodze krwawe odciski podeszew. Następnie zadzwoniła na numer alarmowy, ale kiedy uzyskała połączenie, Lahti odzyskał przytomność i zaczął krzyczeć. Auer poprosiła córkę, aby przejęła słuchawkę. W tym czasie sama wróciła do sypialni. Podeszła do kominka, chwyciła jedno z polan, a następnie uderzyła nim Jukkę w głowę, pozbawiając go życia.

Kiedy Annelie wróciła do telefonu, dziewczynka pobiegło sprawdzić co dzieje się z ojcem. Odniosła wrażenie, że widzi jeszcze napastnika uciekającego przez okno, ale było to jedynie złudzenie. Zdaniem prokuratora to właśnie Auer była morderczynią. Po wszystkim tak dobrze ukryła narzędzie zbrodni oraz ubranie, które miała na sobie feralnej nocy, że ​​funkcjonariusze policji nie byli w stanie ich odnaleźć. 28 września 2009 r. podejrzana trafiła do aresztu. Sprawdź także ten artykuł: 10 najbardziej znanych kobiet morderców w historii – nazwiska, daty, zbrodnie.

Winna! Ale czy na pewno?

Jak feniks z popiołów

Kobieta stanęła przed trzyosobowym składem sędziowskim Sądu Rejonowego w Satakunta. W listopadzie 2010 roku uznano ją za winną stosunkiem głosów 2:1. Skazana złożyła apelację od wyroku do Sądu Apelacyjnego w Vaasa, który w lipcu 2011 roku oczyścił ją ze wszystkich zarzutów. Tym razem werdykt był jednomyślny.

Świeżo oswobocona Annelie pragnęła wrócić do swoich dzieci, które przez cały ten czas przebywały pod opieką jej brata. Młodsze pociechy prawie nie pamiętały matki i traktowały ją bardziej jak ciocię niż najbliższego członka rodziny. Mimo to Auer się nie zniechęcała. Wiary w lepszą przyszłość dodawało jej najstarsze dziecko, z którym była więźniarka miała bardzo dobry kontakt.

Grom z jasnego nieba

W 2011 roku, kiedy sprawa zabójstwa Jukki Lahti przestała okupować pierwsze strony gazet, wybuchła prawdziwa bomba. Brat Auer i ojciec zastępczy jej dzieci zgłosił się na policję z informacją, że dwoje maluchów przypomniało sobie nagle, co naprawdę wydarzyło się w nocy z 1 na 2 grudnia 2006 roku, a także jakiego koszmaru doświadczyły dużo wcześniej.

Mężczyzna przekazał funkcjonariuszom nagranie, na którym słychać piskliwe głosiki opowiadające o tym, że Annelie Auer była zagorzałą satanistką. Regularnie odprawiała w domu okultystyczne rytuały, w trakcie których straciło życie wiele zwierząt. W okropnych obrzędach brali udział podejrzani znajomi kobiety, głównie mężczyźni.

Co jednak najważniejsze, według słów dzieci to sama Annelie ponosiła odpowiedzialność za zabójstwo Jukki. Kobieta zaplanowała całą akcję ze sporym wyprzedzeniem. Regularnie ćwiczyła zadawanie ciosów nożem, aby upewnić się, że w krytycznym momencie będzie skuteczna. Skonstruowała nawet coś na kształt drewnianej tarczy, aby ochronić odzież przed krwawymi rozbryzgami. Lahti stracił życie jeszcze zanim Annelie wykonała telefon na numer alarmowy, a krzyki, które dyspozytor słyszał w tle, pochodziły z przygotowanego wcześniej nagrania.

A jednak niewinna

W październiku 2012 r. Sąd Najwyższy Finlandii podjął decyzję o przekazaniu sprawy Annelie Auer do ponownego rozpatrzenia przez Sąd Rejonowy w Satakunta. Nowo zebrane dowody wydawały się jednoznacznie wskazywać na winę podejrzanej, chociaż tak naprawdę budziły wiele wątpliwości. Dlaczego tak nagle dzieci przypomniały sobie o makabrycznych praktykach, które miały mieć miejsce w ich domu przez dłuższy czas? Nikt z dalszych krewnych, znajomych czy nauczycieli nie zorientował się, że ich matka jest potworem w ludzkiej skórze. A może wszystkie dowody sfabrykował brat kobiety, który za opiekę nad maluchami pobierał gigantyczny zasiłek z opieki społecznej?

W grudniu 2013 r. Auer została skazana po raz drugi, tym razem na dożywocie. Niezrażona ponownie złożyła apelację i… wygrała. Sędziowie zajmujący się sprawą podkreślili, że nie udało się udowodnić, że oskarżona ingerowała w wygląd miejsca zbrodni oraz że w domu nie było w istocie żadnego napastnika. Nagranie rozmowy między Auer a dyspozytorem numeru alarmowego również uznano za wiarygodne.

Odszkodowanie

Prokuratorzy nie chcieli jednak uznać porażki i złożyli apelację do Sądu Najwyższego. Na ich wniosek eksperci po raz kolejny przeanalizowali nagranie rozmowy z numerem alarmowym. Biegli uznali, że Annelie wcześniej nagrała swoje kwestie, dzięki czemu zyskała więcej czasu na spreparowanie miejsca zbrodni. Z analizy wynikało również, że kobieta krzyknęła do męża „Umieraj” (kuole) zamiast „Nie umieraj” (älä kuole), jak sama twierdziła. Obrona przedstawiła kontranalizę podważąjącą w całości wnioski prokuratury. W grudniu 2015 roku sąd najwyższy podtrzymał wyrok sądu niższej instancji i potwierdził tym samym ostatecznie, że Annelie Auer nie zabiła swojego męża.

„Jestem bardzo szczęśliwy i zadowolony. Muszę w prawdziwie fińskim stylu przypomnieć, że [proces] pozbawił moją klientkę prawie dziesięciu lat życia i tak naprawdę całkowicie je zniszczył. Teraz czujemy ulgę i satysfakcję”- powiedziała mediom Juha Manner, prawnik oskarżonej.

Niesłusznie skazana kobieta spędziła w więzieniu w sumie ponad 600 dni. W 2016 roku uzyskała odszkodowanie w wysokości 500 000 Euro za bezprawnie odebraną wolność. Było to największe tego rodzaju zadośćuczynienie w historii fińskiego wymiaru sprawiedliwości. W 2016 r. ponad 50 funkcjonariuszy policji usłyszało zarzut nielegalnego uzyskania dostępu do informacji na temat Annelie znajdujących się w policyjnej bazie danych. Większość skazano na karę grzywny.

Autor: Natalia Grochal

Źródła:

  1. https://www.youtube.com/watch?v=Icm9hsv8bz8&t=2556s
  2. https://finnishcrimestory.tumblr.com/post/632801842850578432/the-murder-in-ulvila
  3. https://pledgetimes.com/the-case-of-anneli-auer-seven-special-details-because-of-which-ulvilas-murder-spree-will-remain-in-finnish-criminal-history/
  4. https://en.wikipedia.org/wiki/2006_Ulvila_homicide_case
ikona podziel się Przekaż dalej